Po rodzinnej naradzie wraz moim mężem podjęliśmy decyzję, że to on przez pewien czas zajmie się funkcjonowaniem bloga tzn. przygotowaniem wszystkich pyszności, które będą się tu pojawiać. Ja ze względu na małą niedyspozycję będę pomagała „redagować” teksty. Mam nadzieję, że to obudzi w moim mężu większego bakcyla do kuchennych czynność;) A dzisiaj prezentujemy jego pierwszy wypiek, mam nadzieję, że przypadnie wszystkim do gustu.
Składniki (na ok 18 sztuk):
na ciasto:
- 500g mąki
- 250 ml mleka
- 80g cukru
- 50g drożdży
- 100g margaryny
- 1 jajko
na nadzienie:
- 50g margaryny
- 100g cukru
- 1 łyżka cynamonu
- 50 ml wody
- 2 łyżki cukru pudru
- 1 łyżka soku z cytryny
Przygotowanie:
W kubku utrzeć drożdże z 2 łyżkami cukru. Do miski wsypać mąkę, dodać jajko, cukier (pomniejszony o 2 łyżki), mleko, lekko ostudzoną, rozpuszczoną margarynę i drożdże. Wszystkie składniki wymieszać na jednolitą masę. Ciasto przykryć czystą ściereczką i odstawić do wyrośnięcia (ciasto powinno podwoić swoją objętość).
Wyrośnięte ciasto jeszcze raz wyrobić i rozwałkować na prostokąt. Margarynę na nadzienie roztopić. Płynną margaryną posmarować obficie ciasto i całość posypać cukrem zmieszanym z cynamonem. Gotowe ciasto zwinąć w rulon wzdłuż dłuższego boku i pokroić je na ok 3 cm kawałki. Bułeczki ułożyć na blaszce, widocznymi „słojami” do góry i dostawić na 30 min do wyrośnięcia.
Wyrośnięte bułeczki posmarować glazurą i piec na złoty kolor w piekarniku nagrzanym do 170 stopni. Najlepiej smakują na ciepło:)
Smacznego!
mniam mniam pychotka, ale ten Twój mąż zdolny
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że w męskim wykonaniu były tak samo dobre, jak wszystko co wychodzi z pod Twoich rąk. Życzę dużo zapału i czasu i chęci do realizacji kuchennych pasji dla was obojga :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy bardzo za życzenia, a odnośnie bułeczek to jak wiadomo, wszystko lepiej smakuje jak ktoś poda pod nos i nie trzeba się trudzić;)I tak samo było w tym przypadku;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ewelina
Jak miło widzieć nowe posty :) Gotujący mąż to skarb, ale taki co jeszcze piecze, to już w ogóle bajka ;) Bułeczki zapowiadają się smakowicie, do tej pory znałam tylko Kanelbule w wersji szwedzkiej. Pozdrowienia dla gotującej i smakującej załogi! :)
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że zdjęcia ze Szwecji na Twoim blogu zainspirowały mnie;)... Jednak trochę potrwało zanim nakłoniłam męża do ich zrobienia, ale się udało, a bułeczki były pyszne. Pozdrawiam
Usuń